Prolog: Iggy Pop - The Passenger
Pierwsze
słoneczne promienie tego roku przyjąłem jak zawsze bez entuzjazmu. Człowiek śpi
spokojnie, a tu przez okno wdzierają się agresywne i nieprzyjemne fale
świetlne. Jeśli już przyszło mi mieć do czynienia ze słońcem, to nie będę się
przed nim ukrywał. Wyszedłem zatem naprzeciwko, aby rozpocząć kolejny rok
autostopowych przygód.
Znany Wam
z relacji „Linia 371” Łukasz „Kolejarz” Urbański złożył mi wizytę trzynastego lutego. Następnego dnia były
walentynki. Mieliśmy się tego dnia spotkać z Ol-ką. Najbardziej rozpaloną damą,
jaką dane mi było poznać. Ol-ka jest raczej ciemnej karnacji. Jest bardzo
towarzyska, ale i nieuchwytna. Jeździ codziennie pomiędzy Wolsztynem a Lesznem.
Marzy o niej każdy miłośnik kolei…
Czy
wiecie już, o kim lub raczej o czym mowa? Oczywiście mowa o legendarnym
parowozie Ol-49. Widok tego pojazdu nie był niczym zadziwiającym jeszcze w
latach 90. XX wieku. Budowane w latach 50. XX w. powszechne w polskim
kolejnictwie. Kilka sztuk zostało nawet zakupionych przez Koreę Północną.
Plan
trasy był już obmyślony. Wyruszyliśmy autostopem z Zielonej Góry do Wolsztyna.
Tam posililiśmy się pizzą zamówioną w lokalu należącym do kuzyna Łukasza. Po
posiłku udaliśmy się do istnej mekki europejskich miłośników kolei, miejsca
znanego również osobom niezwiązanym z tym klimatem. Do wolsztyńskiej
PAROWOZOWNI.
![]() |
Zwiedziliśmy
cmentarzysko parowozów oraz garaże dla tychże pojazdów. Łukasz oczywiście był
pełen zdumienia i znał dobrze całą parowozownię (czasami żartuję mówiąc do
niego, że wie nawet, jakie maszynista jadł śniadanie – taki to specjalista od
kolei). Po dokładnych oględzinach wszystkich ciekawszych punktów zebraliśmy
manatki i wyruszyliśmy w stronę dworca kolejowego. Kupiliśmy bilety do Leszna
(to tam Ol-ka wykonuje kurs) i czekaliśmy na odjazd, wielkiej machiny.
![]() |
Wsiadłem
do wagonu, nastąpił odjazd. Kłęby dymu buchały z komina zostając po bakburcie.
Tutaj warto wspomnieć, że relacja Wolsztyn – Leszno to JEDYNA trasa w EUROPIE,
gdzie parowóz jeździ regularnie i jest wpisany w rozkład jazdy.
Największym
plusem jazdy było uczucie bezgranicznej wolności. Siedzieliśmy w ostatnim
wagonie, widzieliśmy torowisko w tyle i niczym się nie przejmując jechaliśmy w
promieniach słońca. Leszno również przywitało nas pogodą słoneczną. Nie
mieliśmy zbyt wiele czasu, toteż zrobiliśmy przechadzkę po mieście. Nie
przeżyliśmy szczególnych przygód. Nadałem pocztówkę i skierowaliśmy się w drogę
powrotną do dworca kolejowego.
Podróż
powrotna okazała się znacznie ciekawsza ze względu na porę nocną. Jechaliśmy
przez pola i lasy, przy pełni księżyca. Światło nieśmiało przebijało się
pomiędzy kołami. Czoło pociągu dudniło wyrzucając kolejne porcje dymu. Powyższe
czynniki sprawiły, że czułem się jakbym jechał do Hogwartu!
Niestety
wszystko co dobre szybko się kończy i nastąpił moment przyjazdu do Wolsztyna.
Było ciemno, a jedyną formą powrotu był autostop. Ponad trzydzieści minut
czekaliśmy na podwózkę. Na szczęście zawsze znajdzie się ktoś, ktoś wyrozumiały
i udało się powrócić do Zielonej Góry jeszcze tego samego dnia.
Nie
przeżyłem szczególnych przygód, jednak każda podróż edukuje. Cieszę się
również, że miałem możliwość przejazdu jedyną w Europie linią obsługiwaną przez
lokomotywę parową. Niestety z dnia na dzień sytuacja polskiej kolei jest coraz
gorsza, a linia jest zagrożona. Polecam każdemu zrobienie jednodniowej
wycieczki, której celem będzie przejazd pociągiem ciągniętym przez parowego
smoka. Korzystajmy póki możemy, bo nie wiadomo, czy niebawem będziemy mieć możliwość wsiąść do
Hogwart Expressu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz